niedziela, 5 lipca 2015

[35-36] Wszystko ulega czasowi - choć on służy, a nie istnieje.

Dawno nie pokazywałam tutaj mordki, prawda?
Dziś mam dwa nagłówki. Kiedy chciałam zapisać drugi, z Robertem, scrashowało mi komputer i z ponad godzina poszła na marne, ale druga wersja jest lepsza niż pierwsza. Co prawda mam trzy skończone szablony, ale nie mam ochoty jak na razie hostingować ich i wgl. To nudna robota.
Mój styl się zmienił i to dramatycznie. Zresztą - sami zobaczcie.

[kliknij, aby powiększyć]

Pierwsza dzisiejsza praca. W gruncie rzeczy, nie wiem, co w nim takiego jest. 
Może wy mi to powiecie? Przestałam wierzyć w swoje umiejętności rozpoznawania uczuć we własnych pracach. Serio, ta mięta jest jak z dupy, a... dobra, za chwilę stanę się hejterem samej siebie.
Napisy? Pewien blog, który miał w swoim tytule te słowa i kiedyś go uwielbiałam. Mniejszy dzięki kolejnemu westernowi. Ostatnio wersterny to jedyne filmy, jakie oglądam.

[kliknij, aby powiększyć]

Fiolet jest tak spokojny, że aż razi. W pierwszej wersji była krew, ale z niej zrezygnowałam, bo nie pasowała do całej kompozycji.
Te kwiaty nie są przypadkiem, bo geranium (w Polsce nazywa się to bodajże bodziszek, ale geranium brzmi fajniej) jest kwiatem, który Cassie przypisywała Simonowi (bodajże w kartach, nie pamiętam, ale wiem, że Jean narysowała zarąbistego arta).
Skąd napis? "Kiedyś na pewno" Ewy Nowak.

Nagłówki są... ubogie? Nie wiem, jak to określić. Słów zbyt mało, by wyrazić wszechświat. Nawet barwy mają inne nazwy, chociaż są takie same wszędzie.
Komentujcie, jeśli wciąż jesteście.
P.S.: Tytuł notki, jeśli mam już tłumaczyć wszystko, zawdzięczam po części "Dziewczynce z Szóstego Księżyca". Jest równie epicką podróżą do dzieciństwa, co "Charlie Bone" - choć ma trochę więcej wad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz